sobota, 9 maja 2009

jejudo

Jeju to wyspa na poludniu, porownywana do Hawajow. Wylonila sie z morza przez wybuch wulkanu, ktory dumnie sobie jest na samym jej srodku. Halasan tak zwany. Oszczedzilysmy sobie zdobywanie tego szczytu gdyz wyprawa taka zajmuje caly bozy dzionek i trzeba wyruszyc o jakiejs zwariowanej godzinie. Jesli pojdzie sie za pozno to pan koreanczyk wartownik nie pozwoli w ogole wejsc na szlak. Takie buty. Kiedys Jeju bylo bardzo popularne wsrod par mlodych w kwestii podrozy poslubnych, dlatego tez na Jeju pelno jest wszelkiego rodzaju parkow z penisami, muzeow sexu, parkow erosa i tym podobnych. Co by sie mogli nowozency troche podedukowac jak to wyglada w zasadzie ten penis lub ta vagina, co to ma i co sie z tym robi...
Ale nie tylko z penisow Jeju slynie... sa tu tez pomarancze, ktorymi cala Korea sie zajada. Najpyszniejsze pomarancze tylko z Jeju. Rzeczywiscie sa wyborne. Rosna absolutnie wszedzie. Tak jak w Pamiatkowie mija sie ogromny sad z jablkami to na Jeju na prawo i lewo POMARANCZE. Czasem spadnie jedna taka na ziemie i wtedy pojawiamy sie my i te pomarancze sobie wsuwamy. Po co kupowac w sklepie czy od adziumy skoro one nam same pod nogi spadaja. ;]Nasz wpolny miodowy pobyt na Jeju rozpoczelysmy od romantycznej kolacji przy koreanskim piwie cass ktorego nie polecam i szabu szabu. Szabu szabu jest fajne, smaczne i ma w sobie male osmiorniczki. Zdaje sie ze jest to danie japonskie, ale pewna nie jestem. Cienkie kawalki mieska wrzucone do wrzatku po prostu, wraz z salata, czy jakims innym zielonym czyms, wspomnianymi wczesniej osmiorniczkami i grzybami, ktore w niczym naszych polskich grzybow nie przypominaja. Wygladaja jak grzybki halucynogenne... W sumie to nigdy haluzynogennych grzybkow nie widzialam, ale zawsze je sobie wlasnie tak wyobrazalam. Takie dluuugie i biale.. W kazdym razie szabu szabu jestr bardzo smaczne. Polecam!
Kilka ladnych landszaftow.Na skalnym wybrzezu siedza koreanskie adziumy i sprzedaja... no wlasnie co to w zasadzie jest to co one sprzedaja to nie wiem. Ale nie omieszkalam sprobowac.To po lewej stronie sobie zjadlam... Twarde bylo cholerstwo. Nie wiem jak smakowalo, za bardzo skupilam sie na tym zeby to dobrze pogryzc...Troszke mi to losta przypominalo..Po romantycznym spacerze postanowilysmy do tego seksu sie przejsc, ale srednio wiedzialysmy jak tam trafic. Kazdy pokazywal nam inny kierunek, wiec poszlysmy poprostu sobie droda, jej poboczem i tak zaczela sie nasza autostopowa przygoda na Jeju. "Prosze pana, chcemy TU "(i tutaj pojawia sie nasza mapa) Tak. zdecydowanie autostop to na Jeju najlepszy srodek lokomocji. Raz podrzucili nas pomaranczowi farmerzy, pan farmer z zona farmerka i obdarowali nas owocami. A innym razem pan ktory sam podrozowal po Jeju, wiec sie do niego przylaczylysmy. Zabral nas nawet na jedzono. Skasumowalismy mieso ze slynnej jejudowskiej czarnej swini. Czarna... bo kiedys jak nie bylo pieniazkow, byla bieda i nedza to te swinie karmiono kalem.. okazalo sie za takie swinie sa bardzo smaczne, wiec tak juz zostalo. ;]Testujemy samowyzwalacz...Moje nowe meble ogrodowe.Strefy erogenne kobiety.I mezczyzny..Pierwsza podpaska?Po seksie spotkalysmy owego pana od obiadu z czarnej swini. I wraz z nim odwiedzilismy rozne inne ladne miejsca.A potem zrobilo sie ciemno, wiec pan od obiadu z czarnej swini podwiozl nas do motelu i zapadlysmy w blogi sen. Tak minal dzien pierwszy na Jeju.Pan od obiadku z czarnej swini, mial oczywiscie imie... Ale poniewaz w Korei imion jako tako sie nie uzywa, a juz napewno nie do osob starszych, i ze imie to do super latwych nie nalezalo to je zwyczajnie zapomnialam. :/
Dzien drugi rozpoczal sie podroza autobusowa w trakcie ktorej poznalysmy chlopaka z Ulsanu -Techjona, ktory pozostal z nami do konca dnia! ;]Nie opowiedzialam wam jeszcze o Harubangach. Te te wielkie kamienne ludki. Sa wszedzie (jak pomarancze) i strzega wyspy. Nikt nie wie skad sie wziely... wooo^^. Tak jak te stworki na wyspie wielkanocnej. Najczestrza pamiatka przywozona z Jeju, obok skrzynki pomaranczy jest maly Harubang wyrzezbiony w lawie. A jeszcze tak przy okazji jejudowskich newsow... jest takie powiedzenie ze Jeju to wyspa gdzie sa 3 rzeczy. Wiatr (zgadza sie), kamienie (tez) i kobiety (lol, bo wszyscy mezczyzni poplyneli gdzies na wielka zegluge i wpadaja tylko od czasu do czasu.).
Techjon namowil nas na wspinaczke na krater. Agata umierala a ja udawalam twarda, ze o taka jestem wysportowana, nic sie nie mecze i uwielbiam wchodzenie pod gorke. W kazdym razie warto bylo. Ladny duzy krater^^.
Hana, dul, set -Kimchi! Techjon fotografuje 4 adziossich na tle gory. Bo orzezwiajacej wspinaczce udalismy sie do zatoki gdzie znajduje sie hmmm... klub kobiet nurkow. Starsze panie, w wieku takim hm.. 60-70 wbijaja sie w pianki, zakladaja no nosy maski, przywdziewaja ciezarki i ida na lowy! Maja ze soba mala siec i pakuja do niej co tam ciekawego i smacznego znajda. Odbywa sie to przy akompaniamencie tradycyjnego koreanskiego babciowego wycia i wszyscy sie ciesza.A w tle babcie lowia.Dodam ze zlowione przez babcie smakolyki mozna odrazu skosztowac w pobliskiej restauracji^^. Niestety Agata nie lubi owocow morza i wszelkich innych osmiornic wiec ta atrakcja mnie ominela...Reszta dnia uplynela nam na swobodnym spacerowaniu wzdloz wybrzeza. Na zbieraniu muszelek, gapieniu sie na latarnie morska i takich takich. Przy tejze to wlasnie latarni mialo miejsce fajne spotkanie. Z naprzeciwka nadchodzila grupa 3 albo 4 juz nie pamietam, w kazdym razie bialych panow. Bialy w Korei jak spotka drugiego bialego w Korei to zawsze nadstawia ucha co by rozpoznac czy to jest niestety Amerykanin czy tez nie. Jakiesz bylo moje zdumienie kiedy pierwsze co uslyszalam to "... pierwszy polski hymn gejowski, hyhyhy! ^^". No jedz sobie na Jeju a spotkasz gejow z Polski, malo tego, z Poznania !! :D Po wymienieniu serdecznosci i kupy smiechu, kazdy udal sie w swoja strone. Techjon nie bardzo skumal co sie wlasnie wydarzylo a my jeszcze przez dobra godzine nie moglysmy przestac sie smiac same do sobie z tego wszystkiego.I tak bylo na Jeju. Piekno bylo. Troszke szkoda ze zabraklo mi jednego dnia na zanurkowanie i ujrzenie delfina, oraz kolejnego na lot paralotnia. Ale i tak bylo super. W sumie nie ze jakas olaboga rewelacja, do Tajlandii to sie oczywiscie nie umywa, ale jesli jest sie w Korei, ma pare wolnych dni to jak najbardziej. Zwlaszcza tak teraz, bo bileciki sa dosc tanie. W dwie strony zaplacilysmy ok 250 zl. Wiec dosc bombowo.^^

4 komentarze:

Ufok pisze...

może być :p poziom utrzymany!!

Jakub pisze...

zobacz na wikipedii
tzw. żachwy

Kasia - Tulia pisze...

Sister - Ty w spódnicy chadzasz!!!!!!!! fantastico;-))))))

A ta Koleżanka Agata - to taka "podręczna" jest;-)))))

zovka pisze...

O ja... Jakubie, skad Ty to wszystko wiesz ?
W kazdym razie.. hm.. no super, zjadlam zachwe. ^^
No i tak, chadzamw spodnicy !