poniedziałek, 25 stycznia 2010

es scheint dass farofeira vorbei ist..

Zdaje sie ze nadszedl czas aby zakonczyc moje tu pisanie.
We wtorek 4 wrzesnia 2007 roku zamiescilam na farofeirze pierwszy wpis- "proba mikrofonu". Dzis zamieszczam ostatni.

Dzieki wszystkim za to ze czytaliscie, a najwierniejszym fanom rowniez za wiernosc;]
-Mojej Sis Gasce, Rudej, oraz Ufokowi ktory juz nie fedruje po Iranie. (salamati!)

Gwoli ostatniego apdejta:
-Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku ! (sylwester w Berlinie jest przerazajacy, strzezcie sie Turkow ktorzy z okien rzucaja na przechodniow petardami, na ulicach w taksowki, a na stacjach metra w nadjezdzajacy pociag, pod wlasnie otwierajace sie jego drzwi, albo w najbardziej czerwona kurtke na peronie, czyt. w kurtke Kathy- siostry Ugiego)
-Weekend w Londynie jest rzecza dobra. Pojechalismy na zakupy ciuchowe a wrocilismy z pilkami do zonglowania, butelkami do flair baru i innymi zabawkami.
-W Berlinie jest super laznia. Jest basenik z woda morska, w przyciemnionej kopule (nie wolno tam rozmawiac bo sie glos niesie, a ludzie chca sie relaksowac, wyobrazcie sobie jaka jest konsternacja jak ktos sobie bezczelnie purtnie:|), wiec jest kopula, goraca morska woda, muzyka releksacyjna nad i pod woda, a na powieszchni dryfujace ciala relaksujacych sie berlinczykow. Po kapieli morskiej mozna opatulic sie w szlafrok i zamowic sobie drinka, albo pojsc prosto do sauny. Sauny numer jeden, dwa lub do sauny numer trzy. Baaardzo nice ta laznia.
-Wracam 28 lutego. Co by skonczyc studia predko. Bede potrzebowala jakiejs pracy, wiec jakbyscie cos slyszeli to dajcie znac pleaase. Zamieszkam z bratem na wichrowym, i bardzo cieszy mnie ta czesc "z bratem".
-Zle napisalam.. Ja nie wracam do Polski, ale do Polski przyjedzam. Na jeden semestr, a potem wracam, do Berlina. I w Berlinie na jakis czas sobie osiade. Bo znalazlam w Berlinie cos bardzo fajnego. I dobrze mi tu z tym. ;]

środa, 25 listopada 2009

o tym jak Ugi byl w Polsce

Ugi bardzo lubi dickow. dick4dick w sensie. Zupelnie spontanicznie postanowilismy wybrac sie na ich koncert do Poznania. Tak wiec w pewna niedziele wsiedlismy do pociagu relacji berlin-warszawa i pojeeeechalismy. "Poznan wyglada jak Rosja"- pierwszy komentarz Ugiego, ktory kiedys mial "przyjemnosc" spedzic troche czasu w Moskwie. W tramwaju wariacje, bo jest kasownik, taka atrakcja. ^^ W eskulapie Ugi dyskutowal sobie z dickami o interesach no i ja sie w koncu zapytam kiedy chlopaki graja, a oni ze jak to -wlasnie skonczyli ! :| Ale spoko, Zosiu i Ugi [jak jest wolacz od "ugi"?] co robicie potem? przyjdzie do dragona, bedzie jam z czeslawem i gaba kulka. No to do zoba w dragonie!
Poslismy jeszcze do honzika, gdzie Fabjo wraz ze swoja pania swietowali jakas letnio wakacyjna wystawe. Byly wiec dmuchane delfinki, wience hawajskie, letni wiatr i inne jestes szalona tudziez koko jambo. No poruta, Ugi witaj w Polsce, tak sie bawimy w tym kraju. I tak, takiej muzyki sluchamy. Siedzimy gadamy, fajnie fajnie, wyglupy, zdjecia, tulimy, teletubisie, i nagle zdajemy sobie sprawe ze Ugiego nie ma cos dlugo. Kurcze Azjata... moze dostal za to po buzi, albo niedaj boze sie przyznal ze jest Niemcem to juz w ogole koniec... ;] Poszlam go poszukac i co widze.. siedzi przy barze z wlascicielem, jak najlepszejsi kumple szot za szotem i w ogole wielka gatka no bo lech poznan to, bertha tamto, a ten caly wisniarek to w ogole... Zaproponowano mu tam prace! I jak wychodzilismy to ja skromne papa z Fabjo i Agnieszka a Ugi kurcze wychodzil jak z kreuzkellera, "czesc" i "pa" na prawo i lewo.
Poszlismy do dragona. Usiedlismy bezczelnie przy stoliku zarezerwowanym dla muzykow, no bo jakby nie patrzec z muzykami przyslismy, bylismy "od dickow". No i zaczelo sie. Tego sie nie da opisac. To ze minal nas koncert to w ogole niewazne. Bo tego co sie dzialo tej nocy w Dragonie nie przebije nic. Ludzie tanczyli na barze, Gaba za pianienem dawala czadu a jak juz nie mogla to paleczke przejmowala Karen od Czeslawa ze swoim klarnetem. Dicki darly pape, Czeslaw polewal wszystkim szoty nalewki, a Maciej z dickow, pan klawiszowiec krecil na scenie tylkiem. Spontan taki ze hola hola. Byla jakas madonna, iron maiden i black sabath. Przy barze Ugiemu znowu wciskano szoty ale podziekowal i powiedzial ze mial juz dosc. Wrocil w ogole taki zadowolony.. "super w Poznaniu, wszyscy sa tacy mili, i tak sie ciesza, i sie do mnie normalnie usmiechaja!:D" Jak mi to powiedzial ze humor mi sie poprawil jeszcze jeszcze bardziej. Bylo fantazyjnie. Ah, no i zagadal z Karen. Powiedzial do niej "tata Zosi uwaza ze jestes bardzo sexi jak grasz na saxie" ! ;] I przegadali chyba z pol h. Karen jest bardzo fajna dziewucha.
Jam sie skonczyl, dicki nas tam jeszcze gdzies zapraszali ale my juz ze nie dziekujemy. I poszlismy sie dobic do Nowowiejskiej. Olga i Szreder. Ploty ploty ploty. 5 albo 6 cos pociag. Poznan- Lednogora. A z Lednogory jeszcze spacerek do maminego Imielna. Wlasnie wstawalo slonko. Ugi oszalal. Polska wies o swicie robi wrazenie. ;]
Mialam straszna radoche. Ze Ugiemu sie tak podobalo. Za malo mu. W grudniu przyjezdzamy znowu. "a bedzie snieg!?" Jestesmy zreszta poumawiani w honziku i w dragonie z barmankami. ;] Ah, no a w lutym... koncert dick4dick w Berlinie. Organizacja w toku. Bedzie sie dzialo. ^^

środa, 11 listopada 2009

czolem !

Powinnam wam pewnie powiedziec, ze Saru nie przyjezdza na swieta, ma nowa dziewczyne, jakas ladna dziewuszke z Kanady, ja spotykam sie z kims tutaj (pamietacie Ugiego od lunchu?^^), jednakze nadal mailujemy z Saru, jestesmy w kontakcie, wyzywamy sie od wariatow, paputki i inne wariacje na temat. Wszyscy sa zadowoleni. ;]
Berlin jest fajny. Tak, nie wierze ze to mowie, ale naprawde mi sie tu podoba. Pewnie dlatego ze dosc szybko poznalam fajna ekipe ludzi, mam z kim chodzic na imprezy, od kogo spisywac na kartkowkach, i od kogo uczyc sie niemieckich zwrotow ktorych nie znajde w podreczniku. Ja mam radoche, a oni jeszcze wieksza. I tak wlasnie jest, Berlin ist gut, ubergut alter!
W szkole spoko. Mam 8h tygodniowo niemieckiego. 2x po 4h. W piatki o 8 rano i to jest ciezkie bo czasami w czwartki sa dziwne imprezy erasmusowe na ktore lubimy z niemieckimi znajomkami dla beki chodzic, i potem ja w piatek na zajeciach umieram. Ale zawsze na nie chodze! Zeby nie bylo. Oprocz niemieckiego mam mnostwo koreanskiego. Grame opisowa, konwersacje, tlumczenie i jeszcze sobie wzielam doskonalenie jezyka, i na tym doskonaleniu jezyka tlumaczymy ksiazke. Z koreanskiego na niemiecki. O demokracji. Wiec, jest kosmos. ;] Moje zeszyty wygladaja komicznie, bo zawieraja notatki w 4 jezykach. Lawke mam zwykle zawalona slownikami. Niemiecki, koreanski, angielski... No i mam jeszcze wyklady. Na historii jest smiesznie, bo pan sobie mowi, a ja patrze na jego notatki na tablicy, tlumacze costam w moim slowniku niem-pol, a na koniec zagladam do mojej polskiej ksiazki pani rurarz o historii korei, szybko czytam i w ten sposob lapie mniej wiecej o co w ogole kaman. Na literaturze jest gorzej, bo panu chyba nie podoba sie fakt ze jestem na jego wykladzie. Mala grupa jest, wiec trzeba sie wykazywac i gadac, a ja tylko kartki w slowniku przewracam.
Bylam na meczu jakis czas temu. Ugi to w ogole pan fan pani herthy berthy czy jak jej tam. Tej najgorszej druzyny z bundesligi co ma takie same kolory jak lech poznan. Tak wiec, Mari z jakims kolega finem, Ugi i ja poszlismy na mecz. Kolega fin byl troche nieobecny, Mari i ja mialysmy ubaw... z ludzi na trybunach, panow niemcow, ktorzy darli papy, spiewali piosenki, denerwowali sie, a Ugi.. tylko kiwal glowa. Zly byl jak kot. Taka ta hertha beznadziejna. Przynajmniej nie przegrali. Remis byl.
Oki doki, czas na kolacje. Ramion sobie wsune. Dobra sprawa w Berlinie, duzo sklepow z azjatyckimi gadzetami. Nie wspominajac o tym ze dwa dni temu ugotowalismy z Ugim tokpoki! A jego mama to ma w ogole restauracje koreanska. How cool is that!? ^^

środa, 28 października 2009

Acknowledgements

Czy ktoś z was w ogóle czyta podziękowania które zwykle są na końcu książki? Wierzcie mi lub nie, ale ja czytam. Wiadomo ze w większości przypadków są ona raczej małe ciekawe, wręcz mega nuda, ale uważam że są ważne i nie powinno się już ich sobie odpuszczać. W końcu po to zostały napisane abyśmy je przeczytali, prawda? Taka książka, referat, cokolwiek, mały (lub duży) sukces autora to nie tylko jego zasługa. Pomyślcie o tym jak wielu ludzi przyczynia się do naszych sukcesów..

Kiedyś ktoś mi powiedział cyt: „Zosia, Ty to ale masz fajne życie” Tekst ów był tekstem wieczoru i jeszcze do dziś sobie z niego żartujemy. ^^ No ale tak, nie raz słyszę jak to super ze podróżuję. Ze tak fajnie sobie potrafię to wszystko załatwić. I w ogolę. „Jak ty załatwiłaś sobie tego Erasmusa z Berlinie będąc w Korei!?”

Figa. Zosia jest jest jedna z większych życiowych ciamajd jakie znam. Malo z tego do czego doszła jest tylko jej własną zasługą. Zawsze polatana, mało zorganizowana, niezorientowana... do dziś nie wie jak nazywa się jej opiekun roku, czy pani dziekan...


Chciałabym podziękować za pomoc z realizacji moich małych sukcesów:

Boskiemu Michałowi za zdobycie kilka podpisów oraz złożenie moich papierów na Erasmusa, bo ja nie zdążyłam bo poleciałam do Korei.

Martynie z UAMu która jest również na Erasmusie w Berlinie na FU i już od kilku miesięcy cierpliwie odpowiadała na moje maile i dziwne pytania, bo ja nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie z czym i do kogo i właśnie Martyna była tą osoba która mi cala te erasmusowasową biurokrację wytłumaczyła. A widziałam dziewczynę raz na oczy, w męskiej toalecie w jednym z berlińskich klubów, dwie polki wepchnęły się do męskiego kibelka, bo kolejka w damskich była zbyt długa. I kiedy jedna z nas czyniła toaletowa powinność postanowiłyśmy się w ogolę przedstawić. I tak oto pierwszy raz zobaczyłam Martynę. ;]

Mamie, za wiele rzeczy, ale głownie za znalezienie mi pokoju w którym teraz mieszkam. W ogolę za przyjazd ze mną do Berlina raz i drugi i duchowe wsparcie „Berlin nie taki straszny, zobaczysz”.

Tacie, za przytachanie mnie tutaj wraz z moimi klamotami.

Dziadowcom trzem: Maciejowi, za komputer. Piotrowi, za komputer!! I Kiko, za przywiezienie mi go tutaj do Berlina.

Szrederowi, za dyżury, dziekanaty, podpis nr1, podpis nr2, za przeniesienie przedmiotu wychowanie fizyczne na drugi semestr 3 roku !!

Mojej siostrze szanownej wow, za dyżur u „sympatycznego pana uszatka co przyklapnięte uszko ma” (Nowakowski), dziekanat i znoszenie „pani w czerwonym sweterku”, za podpis nr1, za podpis nr2, za przeniesienie różnic programowych na 3 rok. Za to ze mam wreszcie zaliczony 2 rok studiów! Ale przede wszystkim za to ze jest kiedy wszystko się wali. Ze wysłucha jak wyje i przeklinam do słuchawki, a na koniec mówi ze będzie si i nie mam się martwic, no i rzeczywiście parę dni później jest sms z Polski o treści „załatwione”. ;]


I wszystkim innym za to ze są, wysłuchają, pójdą do kina, na piwo, pożycza piątaka, nie obraza się jak zapomnę o ich urodzinach i sprawiają ze jest tak jak jest. Bo podoba mi się tak jak jest. Dzięki wszystkim!

piątek, 16 października 2009

zovka.de +49 015 201 301 397

Czolem !
Berlin jest spoko.Chyba przez to ze dosc czesto zmieniam miejsce zamieszkania... nauczylam sie szybko aklimatyzowac. Metro kumam juz pieknie, ale to glownie dzieki mojej drzemce w s bahnie w nocy z piatku na sobote w yniku ktorej wyladowalam "gdzies" i musialam potem z tego "gdzies" wrocic do domu.
A dom mily. Dawno nie mialam takiego duzego pokoju. Ostatnio to chyba na Jezyckiej. Mam tu materac i spiworek dla gosci, wiec wbijac! Ale na weekendy tylko, bo na weekendy tylko zezwolila moja land lady Annelisie. ^^
W niedziele wybralam sie na targ z roznosciami i spotkalam Maximiliano z innymi erasmusami. Maximiliano z Chile, poznany na piatkowej imprezie na ktora poszlam swoja droga z Juho z Finalndii, i dlatego tez na poczatku wszyscy byli przekonani ze ja tez Finka. Why not. Tak wiec spotkalam Maximiliano a chwile pozniej siostre Juho... no wiec coz moge powiedziec... maly ten Berlin. ^^
Szkola... problem z koreanskim byl. Bo sie okazalo ze nia ma dla mnie poziomu. Bo ja jestem koreanish 4 a w tym roku jest tytlko 1,3 i 5. Wiec pan Brochlos (ktory jest bardzo bardzo fajny, ojciec berlinskiego wydzialu koreanskiego, zaprzyjazniony z lede [moja koreanska szkola] byl tam w tym samym czasie co ja i tez mieszkal w kisuksie!! Studiowal w Fenianie a w ogole to wychowal sie bliziutenko Polski wiec "po polskiemu mowi bardzo okropnie"), tak wiec pan Brochlos zaproponowal abym chodzila i na 3 i na 5. Jednakze na 3 zajecia byly o tym jak mamy na imie, a na 5 chociaz rzeczywisice ludziska znaja wybitna grame, to potrafia ja tylko napisac i zastosowac w zeszycie tudziez na tablicy, ale powiedziec to juz tez nie za bardzo zeby chociaz "czolem". Bo oni tu maja tylko examy pisemne, nigdy ustne! Okropnosc. W efekcie jestem troszke z koreanish 5 i troche koreanish master. Na 5 troszke nuda a na mastzerze olaboga co sie dzieje.... tam sam studenci ktorzy chociaz sa Niemcami, to w domu mieli wszystko po koreasnku, bo mama, lub tata, lub mama i tata.... wiec ze tak powiem sa dosc dobrzy ^^.
Ktos kiedys mi powiedzial ze Niemcy studiuja jak dlugo im sie podoba. Nie za bardzo wzielam sobie te informacje wtedy do serca, no ale okazuje sie ze rzeczywiscie tak jest. 30paro latek w grupie to normalka,a moja mloda osoba jest raczej dosc zjawiskowa. A na historii Korei jest tez pewien pan co hm... nawet nie ze siwy dziadek, ten pan jest poprostu lysy i zgrabiony i siedzi w pierwszej lawce po niedowidzi. Jak dla mnie to bomba. Nie musza chodzic na jakies universytety trzeciego wieku jak u nas, tylko zwyczajnie zapisuja sie jako studenci na uczelnie. Maja znizki studenckie, studencki bilet na metro, stolowke za pol ceny. Super.
Gadam po niemiecku. Tak, gadam. W zaleznosci z kim jest rozmowa to jest to mieszanka albo niemiecki + angielski, albo niemiecki + koreanski. A jak juz nie mam sil, albo wchodzimy na ciekawszy temat i chcemy miec pewnosc i ze ja i moj rozmowca skuma o co kaman, no to wtedy dopiero wchodzi angielski. Z panem Brochlosem na poczatku rozmwialam po korenaksu, ale teraz mi juz nie pozwala. Jak jest cos do przetlumaczenia to podchodzi do mnie i sie pyta "und auf Deustch!?" i ja sie wtedy poce i wysilam, klasa ma ubaw a pan Brochlos poprawia ze nie untesuchen tylko untersuchung. I tak sie ucze. Oprocz tego zaczelam dzis tez intensywne zajecia z niemieckiego i mamo..... okazuje sie ze tak jak niezawiele z tego mojego niemieckiego pamietam, to 3 formy czasownia wbilas mi do glowy na zawsze! Dzisiaj mielismy i pani sie dziwowala jak to Zosia aus Polen kuma wszystkie nieregularne i ulalala nawet z prateritum. ^^
A ludziska? Jak wszedzie. Bardziej upierdliwi, mniej upierdliwi i Ci spoko. ;] Dzisiaj zjadlam lunch z Ugim. Bardzo spoko kolo. Usmiechalismy sie do siebie caly tydzien na zajeciach zeby w koncu w piatek razem zjesc lunch. Punk rock, tatuaze na rece, bicie sie po pyskach z kumplami, no inny klimat kompletnie, ale jednak wreszcie jakos tak mialam sobie z kim na luzie pogadac. Powiedzial w ogole ze jestem pierwszym normalnym erasmusem ktorego spotkal i ze nie pasuje mu na wizerunek erasmusa. "erasmusi to na ogol tacy rozbrykani i zanadto owlosieni hipisi kurde, a ty taka nie jestes" haha, tak powiedzial. Polewka.
No ale rzeczywiscie cos w tym jest. Srednio sie integruje z erasmusami. Jest pare osob oczywiscie ktore bardzo lubie. Fajno np. spotkac Juho w drodze do bahny i poplotkowac sobie, albo zobaczyc jak Maxi znowu spi pod audytorium bo najprawdopodobniej znowu pomylil godziny i przyszedl do szkoly za wczesnie. A z Mari chcemy isc na mecz sobie. Zobaczyc jak chlopaki pilke kopia. I Ugi skitra nam bilety.
A dzis jest wlasnie impreza erasmusowa. W jakims starym niemieckim kinie. Kilka parkietow, muza od przedszkola do opola, czyli kurcze od indie, latino po minimal. Nie lubie takiego miszmaszu, no ale oh well. Nabylam bilet sobie juz tydzien, no bo cos przeciez trzeba robic. Jednakze rozchorowalam sie i nie czuje sie zbyt na imprezowanie. Mysle sobie jednak ze pojde na rozgrzewke ktora ma miejsce u Juho, potem obczaje to cale kino i zobaczymy jak sie noc potoczy.
Mam nadzieje ze nie zasne znowu w bahnie. Byloby milo.
Tschus und bis bald ! ^^

sobota, 3 października 2009

spelniamy marzenia -odcinek II "traktor Zosi"

Chyba juz 4 rok z rzedu moim postanowieniem noworocznym bylo rypnac sie traktorem.
Jest mama z domkiem na wsi. Jest sasiad Czesiu Skwarek. Jest jego traktor. No i ja na nim! :D
Wsiowe mamine, naturalne, ekologiczne i fantazyjne marchewki ktore maja pomysl na zycie -chca byc wyjatkowe^^

środa, 23 września 2009

Alles Gute zum Geburtstag !

.
생일 축하해 ! ^^
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin ! ^^

(już kumacie dlaczego napisanie referatu na 4 strony ale po koreańsku to nie lada wyczyn?^^)
.