środa, 28 października 2009

Acknowledgements

Czy ktoś z was w ogóle czyta podziękowania które zwykle są na końcu książki? Wierzcie mi lub nie, ale ja czytam. Wiadomo ze w większości przypadków są ona raczej małe ciekawe, wręcz mega nuda, ale uważam że są ważne i nie powinno się już ich sobie odpuszczać. W końcu po to zostały napisane abyśmy je przeczytali, prawda? Taka książka, referat, cokolwiek, mały (lub duży) sukces autora to nie tylko jego zasługa. Pomyślcie o tym jak wielu ludzi przyczynia się do naszych sukcesów..

Kiedyś ktoś mi powiedział cyt: „Zosia, Ty to ale masz fajne życie” Tekst ów był tekstem wieczoru i jeszcze do dziś sobie z niego żartujemy. ^^ No ale tak, nie raz słyszę jak to super ze podróżuję. Ze tak fajnie sobie potrafię to wszystko załatwić. I w ogolę. „Jak ty załatwiłaś sobie tego Erasmusa z Berlinie będąc w Korei!?”

Figa. Zosia jest jest jedna z większych życiowych ciamajd jakie znam. Malo z tego do czego doszła jest tylko jej własną zasługą. Zawsze polatana, mało zorganizowana, niezorientowana... do dziś nie wie jak nazywa się jej opiekun roku, czy pani dziekan...


Chciałabym podziękować za pomoc z realizacji moich małych sukcesów:

Boskiemu Michałowi za zdobycie kilka podpisów oraz złożenie moich papierów na Erasmusa, bo ja nie zdążyłam bo poleciałam do Korei.

Martynie z UAMu która jest również na Erasmusie w Berlinie na FU i już od kilku miesięcy cierpliwie odpowiadała na moje maile i dziwne pytania, bo ja nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie z czym i do kogo i właśnie Martyna była tą osoba która mi cala te erasmusowasową biurokrację wytłumaczyła. A widziałam dziewczynę raz na oczy, w męskiej toalecie w jednym z berlińskich klubów, dwie polki wepchnęły się do męskiego kibelka, bo kolejka w damskich była zbyt długa. I kiedy jedna z nas czyniła toaletowa powinność postanowiłyśmy się w ogolę przedstawić. I tak oto pierwszy raz zobaczyłam Martynę. ;]

Mamie, za wiele rzeczy, ale głownie za znalezienie mi pokoju w którym teraz mieszkam. W ogolę za przyjazd ze mną do Berlina raz i drugi i duchowe wsparcie „Berlin nie taki straszny, zobaczysz”.

Tacie, za przytachanie mnie tutaj wraz z moimi klamotami.

Dziadowcom trzem: Maciejowi, za komputer. Piotrowi, za komputer!! I Kiko, za przywiezienie mi go tutaj do Berlina.

Szrederowi, za dyżury, dziekanaty, podpis nr1, podpis nr2, za przeniesienie przedmiotu wychowanie fizyczne na drugi semestr 3 roku !!

Mojej siostrze szanownej wow, za dyżur u „sympatycznego pana uszatka co przyklapnięte uszko ma” (Nowakowski), dziekanat i znoszenie „pani w czerwonym sweterku”, za podpis nr1, za podpis nr2, za przeniesienie różnic programowych na 3 rok. Za to ze mam wreszcie zaliczony 2 rok studiów! Ale przede wszystkim za to ze jest kiedy wszystko się wali. Ze wysłucha jak wyje i przeklinam do słuchawki, a na koniec mówi ze będzie si i nie mam się martwic, no i rzeczywiście parę dni później jest sms z Polski o treści „załatwione”. ;]


I wszystkim innym za to ze są, wysłuchają, pójdą do kina, na piwo, pożycza piątaka, nie obraza się jak zapomnę o ich urodzinach i sprawiają ze jest tak jak jest. Bo podoba mi się tak jak jest. Dzięki wszystkim!

piątek, 16 października 2009

zovka.de +49 015 201 301 397

Czolem !
Berlin jest spoko.Chyba przez to ze dosc czesto zmieniam miejsce zamieszkania... nauczylam sie szybko aklimatyzowac. Metro kumam juz pieknie, ale to glownie dzieki mojej drzemce w s bahnie w nocy z piatku na sobote w yniku ktorej wyladowalam "gdzies" i musialam potem z tego "gdzies" wrocic do domu.
A dom mily. Dawno nie mialam takiego duzego pokoju. Ostatnio to chyba na Jezyckiej. Mam tu materac i spiworek dla gosci, wiec wbijac! Ale na weekendy tylko, bo na weekendy tylko zezwolila moja land lady Annelisie. ^^
W niedziele wybralam sie na targ z roznosciami i spotkalam Maximiliano z innymi erasmusami. Maximiliano z Chile, poznany na piatkowej imprezie na ktora poszlam swoja droga z Juho z Finalndii, i dlatego tez na poczatku wszyscy byli przekonani ze ja tez Finka. Why not. Tak wiec spotkalam Maximiliano a chwile pozniej siostre Juho... no wiec coz moge powiedziec... maly ten Berlin. ^^
Szkola... problem z koreanskim byl. Bo sie okazalo ze nia ma dla mnie poziomu. Bo ja jestem koreanish 4 a w tym roku jest tytlko 1,3 i 5. Wiec pan Brochlos (ktory jest bardzo bardzo fajny, ojciec berlinskiego wydzialu koreanskiego, zaprzyjazniony z lede [moja koreanska szkola] byl tam w tym samym czasie co ja i tez mieszkal w kisuksie!! Studiowal w Fenianie a w ogole to wychowal sie bliziutenko Polski wiec "po polskiemu mowi bardzo okropnie"), tak wiec pan Brochlos zaproponowal abym chodzila i na 3 i na 5. Jednakze na 3 zajecia byly o tym jak mamy na imie, a na 5 chociaz rzeczywisice ludziska znaja wybitna grame, to potrafia ja tylko napisac i zastosowac w zeszycie tudziez na tablicy, ale powiedziec to juz tez nie za bardzo zeby chociaz "czolem". Bo oni tu maja tylko examy pisemne, nigdy ustne! Okropnosc. W efekcie jestem troszke z koreanish 5 i troche koreanish master. Na 5 troszke nuda a na mastzerze olaboga co sie dzieje.... tam sam studenci ktorzy chociaz sa Niemcami, to w domu mieli wszystko po koreasnku, bo mama, lub tata, lub mama i tata.... wiec ze tak powiem sa dosc dobrzy ^^.
Ktos kiedys mi powiedzial ze Niemcy studiuja jak dlugo im sie podoba. Nie za bardzo wzielam sobie te informacje wtedy do serca, no ale okazuje sie ze rzeczywiscie tak jest. 30paro latek w grupie to normalka,a moja mloda osoba jest raczej dosc zjawiskowa. A na historii Korei jest tez pewien pan co hm... nawet nie ze siwy dziadek, ten pan jest poprostu lysy i zgrabiony i siedzi w pierwszej lawce po niedowidzi. Jak dla mnie to bomba. Nie musza chodzic na jakies universytety trzeciego wieku jak u nas, tylko zwyczajnie zapisuja sie jako studenci na uczelnie. Maja znizki studenckie, studencki bilet na metro, stolowke za pol ceny. Super.
Gadam po niemiecku. Tak, gadam. W zaleznosci z kim jest rozmowa to jest to mieszanka albo niemiecki + angielski, albo niemiecki + koreanski. A jak juz nie mam sil, albo wchodzimy na ciekawszy temat i chcemy miec pewnosc i ze ja i moj rozmowca skuma o co kaman, no to wtedy dopiero wchodzi angielski. Z panem Brochlosem na poczatku rozmwialam po korenaksu, ale teraz mi juz nie pozwala. Jak jest cos do przetlumaczenia to podchodzi do mnie i sie pyta "und auf Deustch!?" i ja sie wtedy poce i wysilam, klasa ma ubaw a pan Brochlos poprawia ze nie untesuchen tylko untersuchung. I tak sie ucze. Oprocz tego zaczelam dzis tez intensywne zajecia z niemieckiego i mamo..... okazuje sie ze tak jak niezawiele z tego mojego niemieckiego pamietam, to 3 formy czasownia wbilas mi do glowy na zawsze! Dzisiaj mielismy i pani sie dziwowala jak to Zosia aus Polen kuma wszystkie nieregularne i ulalala nawet z prateritum. ^^
A ludziska? Jak wszedzie. Bardziej upierdliwi, mniej upierdliwi i Ci spoko. ;] Dzisiaj zjadlam lunch z Ugim. Bardzo spoko kolo. Usmiechalismy sie do siebie caly tydzien na zajeciach zeby w koncu w piatek razem zjesc lunch. Punk rock, tatuaze na rece, bicie sie po pyskach z kumplami, no inny klimat kompletnie, ale jednak wreszcie jakos tak mialam sobie z kim na luzie pogadac. Powiedzial w ogole ze jestem pierwszym normalnym erasmusem ktorego spotkal i ze nie pasuje mu na wizerunek erasmusa. "erasmusi to na ogol tacy rozbrykani i zanadto owlosieni hipisi kurde, a ty taka nie jestes" haha, tak powiedzial. Polewka.
No ale rzeczywiscie cos w tym jest. Srednio sie integruje z erasmusami. Jest pare osob oczywiscie ktore bardzo lubie. Fajno np. spotkac Juho w drodze do bahny i poplotkowac sobie, albo zobaczyc jak Maxi znowu spi pod audytorium bo najprawdopodobniej znowu pomylil godziny i przyszedl do szkoly za wczesnie. A z Mari chcemy isc na mecz sobie. Zobaczyc jak chlopaki pilke kopia. I Ugi skitra nam bilety.
A dzis jest wlasnie impreza erasmusowa. W jakims starym niemieckim kinie. Kilka parkietow, muza od przedszkola do opola, czyli kurcze od indie, latino po minimal. Nie lubie takiego miszmaszu, no ale oh well. Nabylam bilet sobie juz tydzien, no bo cos przeciez trzeba robic. Jednakze rozchorowalam sie i nie czuje sie zbyt na imprezowanie. Mysle sobie jednak ze pojde na rozgrzewke ktora ma miejsce u Juho, potem obczaje to cale kino i zobaczymy jak sie noc potoczy.
Mam nadzieje ze nie zasne znowu w bahnie. Byloby milo.
Tschus und bis bald ! ^^

sobota, 3 października 2009

spelniamy marzenia -odcinek II "traktor Zosi"

Chyba juz 4 rok z rzedu moim postanowieniem noworocznym bylo rypnac sie traktorem.
Jest mama z domkiem na wsi. Jest sasiad Czesiu Skwarek. Jest jego traktor. No i ja na nim! :D
Wsiowe mamine, naturalne, ekologiczne i fantazyjne marchewki ktore maja pomysl na zycie -chca byc wyjatkowe^^