środa, 25 listopada 2009

o tym jak Ugi byl w Polsce

Ugi bardzo lubi dickow. dick4dick w sensie. Zupelnie spontanicznie postanowilismy wybrac sie na ich koncert do Poznania. Tak wiec w pewna niedziele wsiedlismy do pociagu relacji berlin-warszawa i pojeeeechalismy. "Poznan wyglada jak Rosja"- pierwszy komentarz Ugiego, ktory kiedys mial "przyjemnosc" spedzic troche czasu w Moskwie. W tramwaju wariacje, bo jest kasownik, taka atrakcja. ^^ W eskulapie Ugi dyskutowal sobie z dickami o interesach no i ja sie w koncu zapytam kiedy chlopaki graja, a oni ze jak to -wlasnie skonczyli ! :| Ale spoko, Zosiu i Ugi [jak jest wolacz od "ugi"?] co robicie potem? przyjdzie do dragona, bedzie jam z czeslawem i gaba kulka. No to do zoba w dragonie!
Poslismy jeszcze do honzika, gdzie Fabjo wraz ze swoja pania swietowali jakas letnio wakacyjna wystawe. Byly wiec dmuchane delfinki, wience hawajskie, letni wiatr i inne jestes szalona tudziez koko jambo. No poruta, Ugi witaj w Polsce, tak sie bawimy w tym kraju. I tak, takiej muzyki sluchamy. Siedzimy gadamy, fajnie fajnie, wyglupy, zdjecia, tulimy, teletubisie, i nagle zdajemy sobie sprawe ze Ugiego nie ma cos dlugo. Kurcze Azjata... moze dostal za to po buzi, albo niedaj boze sie przyznal ze jest Niemcem to juz w ogole koniec... ;] Poszlam go poszukac i co widze.. siedzi przy barze z wlascicielem, jak najlepszejsi kumple szot za szotem i w ogole wielka gatka no bo lech poznan to, bertha tamto, a ten caly wisniarek to w ogole... Zaproponowano mu tam prace! I jak wychodzilismy to ja skromne papa z Fabjo i Agnieszka a Ugi kurcze wychodzil jak z kreuzkellera, "czesc" i "pa" na prawo i lewo.
Poszlismy do dragona. Usiedlismy bezczelnie przy stoliku zarezerwowanym dla muzykow, no bo jakby nie patrzec z muzykami przyslismy, bylismy "od dickow". No i zaczelo sie. Tego sie nie da opisac. To ze minal nas koncert to w ogole niewazne. Bo tego co sie dzialo tej nocy w Dragonie nie przebije nic. Ludzie tanczyli na barze, Gaba za pianienem dawala czadu a jak juz nie mogla to paleczke przejmowala Karen od Czeslawa ze swoim klarnetem. Dicki darly pape, Czeslaw polewal wszystkim szoty nalewki, a Maciej z dickow, pan klawiszowiec krecil na scenie tylkiem. Spontan taki ze hola hola. Byla jakas madonna, iron maiden i black sabath. Przy barze Ugiemu znowu wciskano szoty ale podziekowal i powiedzial ze mial juz dosc. Wrocil w ogole taki zadowolony.. "super w Poznaniu, wszyscy sa tacy mili, i tak sie ciesza, i sie do mnie normalnie usmiechaja!:D" Jak mi to powiedzial ze humor mi sie poprawil jeszcze jeszcze bardziej. Bylo fantazyjnie. Ah, no i zagadal z Karen. Powiedzial do niej "tata Zosi uwaza ze jestes bardzo sexi jak grasz na saxie" ! ;] I przegadali chyba z pol h. Karen jest bardzo fajna dziewucha.
Jam sie skonczyl, dicki nas tam jeszcze gdzies zapraszali ale my juz ze nie dziekujemy. I poszlismy sie dobic do Nowowiejskiej. Olga i Szreder. Ploty ploty ploty. 5 albo 6 cos pociag. Poznan- Lednogora. A z Lednogory jeszcze spacerek do maminego Imielna. Wlasnie wstawalo slonko. Ugi oszalal. Polska wies o swicie robi wrazenie. ;]
Mialam straszna radoche. Ze Ugiemu sie tak podobalo. Za malo mu. W grudniu przyjezdzamy znowu. "a bedzie snieg!?" Jestesmy zreszta poumawiani w honziku i w dragonie z barmankami. ;] Ah, no a w lutym... koncert dick4dick w Berlinie. Organizacja w toku. Bedzie sie dzialo. ^^

środa, 11 listopada 2009

czolem !

Powinnam wam pewnie powiedziec, ze Saru nie przyjezdza na swieta, ma nowa dziewczyne, jakas ladna dziewuszke z Kanady, ja spotykam sie z kims tutaj (pamietacie Ugiego od lunchu?^^), jednakze nadal mailujemy z Saru, jestesmy w kontakcie, wyzywamy sie od wariatow, paputki i inne wariacje na temat. Wszyscy sa zadowoleni. ;]
Berlin jest fajny. Tak, nie wierze ze to mowie, ale naprawde mi sie tu podoba. Pewnie dlatego ze dosc szybko poznalam fajna ekipe ludzi, mam z kim chodzic na imprezy, od kogo spisywac na kartkowkach, i od kogo uczyc sie niemieckich zwrotow ktorych nie znajde w podreczniku. Ja mam radoche, a oni jeszcze wieksza. I tak wlasnie jest, Berlin ist gut, ubergut alter!
W szkole spoko. Mam 8h tygodniowo niemieckiego. 2x po 4h. W piatki o 8 rano i to jest ciezkie bo czasami w czwartki sa dziwne imprezy erasmusowe na ktore lubimy z niemieckimi znajomkami dla beki chodzic, i potem ja w piatek na zajeciach umieram. Ale zawsze na nie chodze! Zeby nie bylo. Oprocz niemieckiego mam mnostwo koreanskiego. Grame opisowa, konwersacje, tlumczenie i jeszcze sobie wzielam doskonalenie jezyka, i na tym doskonaleniu jezyka tlumaczymy ksiazke. Z koreanskiego na niemiecki. O demokracji. Wiec, jest kosmos. ;] Moje zeszyty wygladaja komicznie, bo zawieraja notatki w 4 jezykach. Lawke mam zwykle zawalona slownikami. Niemiecki, koreanski, angielski... No i mam jeszcze wyklady. Na historii jest smiesznie, bo pan sobie mowi, a ja patrze na jego notatki na tablicy, tlumacze costam w moim slowniku niem-pol, a na koniec zagladam do mojej polskiej ksiazki pani rurarz o historii korei, szybko czytam i w ten sposob lapie mniej wiecej o co w ogole kaman. Na literaturze jest gorzej, bo panu chyba nie podoba sie fakt ze jestem na jego wykladzie. Mala grupa jest, wiec trzeba sie wykazywac i gadac, a ja tylko kartki w slowniku przewracam.
Bylam na meczu jakis czas temu. Ugi to w ogole pan fan pani herthy berthy czy jak jej tam. Tej najgorszej druzyny z bundesligi co ma takie same kolory jak lech poznan. Tak wiec, Mari z jakims kolega finem, Ugi i ja poszlismy na mecz. Kolega fin byl troche nieobecny, Mari i ja mialysmy ubaw... z ludzi na trybunach, panow niemcow, ktorzy darli papy, spiewali piosenki, denerwowali sie, a Ugi.. tylko kiwal glowa. Zly byl jak kot. Taka ta hertha beznadziejna. Przynajmniej nie przegrali. Remis byl.
Oki doki, czas na kolacje. Ramion sobie wsune. Dobra sprawa w Berlinie, duzo sklepow z azjatyckimi gadzetami. Nie wspominajac o tym ze dwa dni temu ugotowalismy z Ugim tokpoki! A jego mama to ma w ogole restauracje koreanska. How cool is that!? ^^

środa, 28 października 2009

Acknowledgements

Czy ktoś z was w ogóle czyta podziękowania które zwykle są na końcu książki? Wierzcie mi lub nie, ale ja czytam. Wiadomo ze w większości przypadków są ona raczej małe ciekawe, wręcz mega nuda, ale uważam że są ważne i nie powinno się już ich sobie odpuszczać. W końcu po to zostały napisane abyśmy je przeczytali, prawda? Taka książka, referat, cokolwiek, mały (lub duży) sukces autora to nie tylko jego zasługa. Pomyślcie o tym jak wielu ludzi przyczynia się do naszych sukcesów..

Kiedyś ktoś mi powiedział cyt: „Zosia, Ty to ale masz fajne życie” Tekst ów był tekstem wieczoru i jeszcze do dziś sobie z niego żartujemy. ^^ No ale tak, nie raz słyszę jak to super ze podróżuję. Ze tak fajnie sobie potrafię to wszystko załatwić. I w ogolę. „Jak ty załatwiłaś sobie tego Erasmusa z Berlinie będąc w Korei!?”

Figa. Zosia jest jest jedna z większych życiowych ciamajd jakie znam. Malo z tego do czego doszła jest tylko jej własną zasługą. Zawsze polatana, mało zorganizowana, niezorientowana... do dziś nie wie jak nazywa się jej opiekun roku, czy pani dziekan...


Chciałabym podziękować za pomoc z realizacji moich małych sukcesów:

Boskiemu Michałowi za zdobycie kilka podpisów oraz złożenie moich papierów na Erasmusa, bo ja nie zdążyłam bo poleciałam do Korei.

Martynie z UAMu która jest również na Erasmusie w Berlinie na FU i już od kilku miesięcy cierpliwie odpowiadała na moje maile i dziwne pytania, bo ja nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie z czym i do kogo i właśnie Martyna była tą osoba która mi cala te erasmusowasową biurokrację wytłumaczyła. A widziałam dziewczynę raz na oczy, w męskiej toalecie w jednym z berlińskich klubów, dwie polki wepchnęły się do męskiego kibelka, bo kolejka w damskich była zbyt długa. I kiedy jedna z nas czyniła toaletowa powinność postanowiłyśmy się w ogolę przedstawić. I tak oto pierwszy raz zobaczyłam Martynę. ;]

Mamie, za wiele rzeczy, ale głownie za znalezienie mi pokoju w którym teraz mieszkam. W ogolę za przyjazd ze mną do Berlina raz i drugi i duchowe wsparcie „Berlin nie taki straszny, zobaczysz”.

Tacie, za przytachanie mnie tutaj wraz z moimi klamotami.

Dziadowcom trzem: Maciejowi, za komputer. Piotrowi, za komputer!! I Kiko, za przywiezienie mi go tutaj do Berlina.

Szrederowi, za dyżury, dziekanaty, podpis nr1, podpis nr2, za przeniesienie przedmiotu wychowanie fizyczne na drugi semestr 3 roku !!

Mojej siostrze szanownej wow, za dyżur u „sympatycznego pana uszatka co przyklapnięte uszko ma” (Nowakowski), dziekanat i znoszenie „pani w czerwonym sweterku”, za podpis nr1, za podpis nr2, za przeniesienie różnic programowych na 3 rok. Za to ze mam wreszcie zaliczony 2 rok studiów! Ale przede wszystkim za to ze jest kiedy wszystko się wali. Ze wysłucha jak wyje i przeklinam do słuchawki, a na koniec mówi ze będzie si i nie mam się martwic, no i rzeczywiście parę dni później jest sms z Polski o treści „załatwione”. ;]


I wszystkim innym za to ze są, wysłuchają, pójdą do kina, na piwo, pożycza piątaka, nie obraza się jak zapomnę o ich urodzinach i sprawiają ze jest tak jak jest. Bo podoba mi się tak jak jest. Dzięki wszystkim!

piątek, 16 października 2009

zovka.de +49 015 201 301 397

Czolem !
Berlin jest spoko.Chyba przez to ze dosc czesto zmieniam miejsce zamieszkania... nauczylam sie szybko aklimatyzowac. Metro kumam juz pieknie, ale to glownie dzieki mojej drzemce w s bahnie w nocy z piatku na sobote w yniku ktorej wyladowalam "gdzies" i musialam potem z tego "gdzies" wrocic do domu.
A dom mily. Dawno nie mialam takiego duzego pokoju. Ostatnio to chyba na Jezyckiej. Mam tu materac i spiworek dla gosci, wiec wbijac! Ale na weekendy tylko, bo na weekendy tylko zezwolila moja land lady Annelisie. ^^
W niedziele wybralam sie na targ z roznosciami i spotkalam Maximiliano z innymi erasmusami. Maximiliano z Chile, poznany na piatkowej imprezie na ktora poszlam swoja droga z Juho z Finalndii, i dlatego tez na poczatku wszyscy byli przekonani ze ja tez Finka. Why not. Tak wiec spotkalam Maximiliano a chwile pozniej siostre Juho... no wiec coz moge powiedziec... maly ten Berlin. ^^
Szkola... problem z koreanskim byl. Bo sie okazalo ze nia ma dla mnie poziomu. Bo ja jestem koreanish 4 a w tym roku jest tytlko 1,3 i 5. Wiec pan Brochlos (ktory jest bardzo bardzo fajny, ojciec berlinskiego wydzialu koreanskiego, zaprzyjazniony z lede [moja koreanska szkola] byl tam w tym samym czasie co ja i tez mieszkal w kisuksie!! Studiowal w Fenianie a w ogole to wychowal sie bliziutenko Polski wiec "po polskiemu mowi bardzo okropnie"), tak wiec pan Brochlos zaproponowal abym chodzila i na 3 i na 5. Jednakze na 3 zajecia byly o tym jak mamy na imie, a na 5 chociaz rzeczywisice ludziska znaja wybitna grame, to potrafia ja tylko napisac i zastosowac w zeszycie tudziez na tablicy, ale powiedziec to juz tez nie za bardzo zeby chociaz "czolem". Bo oni tu maja tylko examy pisemne, nigdy ustne! Okropnosc. W efekcie jestem troszke z koreanish 5 i troche koreanish master. Na 5 troszke nuda a na mastzerze olaboga co sie dzieje.... tam sam studenci ktorzy chociaz sa Niemcami, to w domu mieli wszystko po koreasnku, bo mama, lub tata, lub mama i tata.... wiec ze tak powiem sa dosc dobrzy ^^.
Ktos kiedys mi powiedzial ze Niemcy studiuja jak dlugo im sie podoba. Nie za bardzo wzielam sobie te informacje wtedy do serca, no ale okazuje sie ze rzeczywiscie tak jest. 30paro latek w grupie to normalka,a moja mloda osoba jest raczej dosc zjawiskowa. A na historii Korei jest tez pewien pan co hm... nawet nie ze siwy dziadek, ten pan jest poprostu lysy i zgrabiony i siedzi w pierwszej lawce po niedowidzi. Jak dla mnie to bomba. Nie musza chodzic na jakies universytety trzeciego wieku jak u nas, tylko zwyczajnie zapisuja sie jako studenci na uczelnie. Maja znizki studenckie, studencki bilet na metro, stolowke za pol ceny. Super.
Gadam po niemiecku. Tak, gadam. W zaleznosci z kim jest rozmowa to jest to mieszanka albo niemiecki + angielski, albo niemiecki + koreanski. A jak juz nie mam sil, albo wchodzimy na ciekawszy temat i chcemy miec pewnosc i ze ja i moj rozmowca skuma o co kaman, no to wtedy dopiero wchodzi angielski. Z panem Brochlosem na poczatku rozmwialam po korenaksu, ale teraz mi juz nie pozwala. Jak jest cos do przetlumaczenia to podchodzi do mnie i sie pyta "und auf Deustch!?" i ja sie wtedy poce i wysilam, klasa ma ubaw a pan Brochlos poprawia ze nie untesuchen tylko untersuchung. I tak sie ucze. Oprocz tego zaczelam dzis tez intensywne zajecia z niemieckiego i mamo..... okazuje sie ze tak jak niezawiele z tego mojego niemieckiego pamietam, to 3 formy czasownia wbilas mi do glowy na zawsze! Dzisiaj mielismy i pani sie dziwowala jak to Zosia aus Polen kuma wszystkie nieregularne i ulalala nawet z prateritum. ^^
A ludziska? Jak wszedzie. Bardziej upierdliwi, mniej upierdliwi i Ci spoko. ;] Dzisiaj zjadlam lunch z Ugim. Bardzo spoko kolo. Usmiechalismy sie do siebie caly tydzien na zajeciach zeby w koncu w piatek razem zjesc lunch. Punk rock, tatuaze na rece, bicie sie po pyskach z kumplami, no inny klimat kompletnie, ale jednak wreszcie jakos tak mialam sobie z kim na luzie pogadac. Powiedzial w ogole ze jestem pierwszym normalnym erasmusem ktorego spotkal i ze nie pasuje mu na wizerunek erasmusa. "erasmusi to na ogol tacy rozbrykani i zanadto owlosieni hipisi kurde, a ty taka nie jestes" haha, tak powiedzial. Polewka.
No ale rzeczywiscie cos w tym jest. Srednio sie integruje z erasmusami. Jest pare osob oczywiscie ktore bardzo lubie. Fajno np. spotkac Juho w drodze do bahny i poplotkowac sobie, albo zobaczyc jak Maxi znowu spi pod audytorium bo najprawdopodobniej znowu pomylil godziny i przyszedl do szkoly za wczesnie. A z Mari chcemy isc na mecz sobie. Zobaczyc jak chlopaki pilke kopia. I Ugi skitra nam bilety.
A dzis jest wlasnie impreza erasmusowa. W jakims starym niemieckim kinie. Kilka parkietow, muza od przedszkola do opola, czyli kurcze od indie, latino po minimal. Nie lubie takiego miszmaszu, no ale oh well. Nabylam bilet sobie juz tydzien, no bo cos przeciez trzeba robic. Jednakze rozchorowalam sie i nie czuje sie zbyt na imprezowanie. Mysle sobie jednak ze pojde na rozgrzewke ktora ma miejsce u Juho, potem obczaje to cale kino i zobaczymy jak sie noc potoczy.
Mam nadzieje ze nie zasne znowu w bahnie. Byloby milo.
Tschus und bis bald ! ^^

sobota, 3 października 2009

spelniamy marzenia -odcinek II "traktor Zosi"

Chyba juz 4 rok z rzedu moim postanowieniem noworocznym bylo rypnac sie traktorem.
Jest mama z domkiem na wsi. Jest sasiad Czesiu Skwarek. Jest jego traktor. No i ja na nim! :D
Wsiowe mamine, naturalne, ekologiczne i fantazyjne marchewki ktore maja pomysl na zycie -chca byc wyjatkowe^^

środa, 23 września 2009

Alles Gute zum Geburtstag !

.
생일 축하해 ! ^^
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin ! ^^

(już kumacie dlaczego napisanie referatu na 4 strony ale po koreańsku to nie lada wyczyn?^^)
.

niedziela, 20 września 2009

u fiedlera w puszczykowie

Ostatnio byłam w tym muzeum 10 lat temu, kiedy była w Polsce ciocia Wiesia. Doszły mnie niedawno słuchy ze któryś tam z młodych Fiedlerow wybudował Santa Marie, statek kolumba, w skali 1:1. No to w zeszły weekend pojechałam zobaczyć to cudo. Na zdjęciu ja i moj ziomek Arkady, Arkady ma fajny aparat. Mama, indianin i ja.Kalnedarz. Scienny^^Iranski Budda, poswiecony przez tybetanskiego mnicha.No i tak... zdjęcia Santa Marii nie mam, ale stateczek fajny. Polecam generalnie wycieczkę do Fiedlera. Na koniec wybraliśmy się jeszcze do Lokomotywy. Restauracja zrobiona w bylej stacji PKP. Fajny klimat, no i fajne czapki!!
Odjazd!

sobota, 19 września 2009

znalazlam to wczoraj na stronce volume...^^

Fotka z mojej ostatniej tam imprezy.. tylko gdzie ja jestem...? ^^
A Saru dostal prace w Eden, jako menager, lol. Wczoraj byl pierwszy dzien, strasznie ciekawam jak mu poszlo....Tesknie za tym moim wariatem, damn it...

piątek, 18 września 2009

OBCZAJCIE MOJEGO DENTYSTE !! -koniecznie!

Moj dentsyta, Doktor Bart, jedzie do Indii uczyc male tybetanskie dzieciaki jak poprawnie szczotkowac ich male tybetanskie zabki. Bedzie tez robil inne okropne rzeczy, latal, wyrywal, wiercil, zaklejal..... wiecej szczegolow na stronie Barta. (patrz w linkach)
Poczytajcie poczytajcie, naprawde fajna akcja. No i mozna pomagac.
I ciekawostka, na stronie jest lista rzeczy ktore musza byc jeszcze zakupione. Mozna zaznaczyc w tytule wplaty na co sie chce zeby nasze pianiazki byly przeznacozne i owa rzecz bedzie odchaczona! ;] Np mozna kupic sierpy do zdejmowania kamienia nazębnego, hehe, fajnie, co nie?

NYATRI - FUNDACJA POMOCY DZIECIOM TYBETU
PKO BP S.A. Oddział 6 w Warszawie
57 1020 1068 0000 1502 0083 5330
ul. Warszawska 31 m. 21
61-113 POZNAŃ
z tytułem wpłaty: „Opieka Medyczna - Dentysta dla Dzieci Tybetu”

piątek, 11 września 2009

weronika i tomasz na koparce

Chcieliśmy sobie osiąść za kierownicą, ale nas pan cieć przegonił, więc ładnie zeszliśmy z koparki i poszliśmy spać.

Tomaszu... welcome back! ^^

czwartek, 3 września 2009

u aha rowery dwa

Odwiedzilam Karole na jej Tarnowskiej wsi i poszlysmy sie rypnac rowerami. Porobilysmy se smieszne foty, poturlalysmy sie po asfalcie ale co bylo potem... hoho, panie i panowie... tam byly stogi siana!Nie ma to jak wytarzac sie w sianie... ^^
.. z Karolina!

berlin berlin

Weekend w Berlinie mial miejsce. Znalazlam sobie pokoik. Bardzo fajny, duzy, duzy, tani, blisko szkoly. Rowerkiem pewnie z 15 min, wiec bomba. Bede mieszkac u pewnej natchnionej 60letniej pani. Mam pokoj na stancji, haha, ale spoko w weekendy gosci moge przyjmowac. ^^ Anneliese to pani psycholog, ktora pomyka sobie do Indii co jakis czas zeby nabrac zapas pozytywnej energii. Cale mieszkanko jest feng shiu czy costam takiego... lazienka jest obklejona kolorowymi osemkami, bo w tejze lazienke wystepuje jakas dziura energetyczna no i te osemki costam... ;]
Odwiedzilam tez swoj kampus. Jest arcyduzy, ale fajny. Moj wydzial zato wyglada jak taka jednorodzinna willa. Normalnie podworko jest, grzadki z kwiatkami przed chata, domofon... smiesznosc. ;] Biblioteka to taki kurcze zaryty w ziemie zepelin, ogrzewany i chlodzony eko ekologicznie powietrzem z zewnatrz. Ksiazek o Korei milion, wiec bede miala materialow do licenjata pod dostatkiem.
No i w ogole... Berlin nie jest taki zly sie okazalo. ^^
Juz sie tak nie boje.
Berlin here I come! A moze raczej: Berlin, ich komme! (lol...^^)Na moim kursie niemieckiego tez nie jest zle. Wszytsko ladnie kumam i lapie... no ale z gadaniem mam problem. Bo mi wychodza jakies majne mutanyn albo auf dojczland kago sipymjon....

wtorek, 25 sierpnia 2009

my fafa likes his present !

Nie wiem skad mu sie to wzielo, ale Saru uzywa wyrazu "fafa" i to oznacza tata. Mieszanka polskiego z angielskim.. kto to wie.. ale brzmi przednio. Podoba mi sie.Wydurniamy sie na Hongdae. Ostatnie nasze wyjscie w trojke. Saru, 5 i ja. Ustalilismy cala nasza przyszlosc tego wieczoru. Bedziemy mieszkac pol roku w Ameryce Lacinskiej, pol roku w Polsce, slub na 40 osob w Grecji. W Ameryce bedziemy miec centrum nurkowe. Haha. Nasze dzieciaki beda smigac po polsku, koreansku, hiszpansku i angielsku, a oprocz tego Saru ma jakas dziwna wkretke na to ze beda biegac na golasa po plazy. Spoko. 5 bedzie ojcem chrzesnym a Katarzyna juz sie zamowila na matke. Ah, no a zaproszenia na slub w zeberke. Why not.. ^^Na lody sobie poszlismy.Eh, fajne wariaty....
Moj powrot do Polski trwal w sumie 24h. Mieszkam u mamki na wsi w Imielnie. Pola, lasy, traktory, konie i takie takie... W porownaniu z glosnym Seulem to jakos tak dziwnie mi tu jeszcze...
W poniedzialek zaczynam kurs dojcza, wiec bede w Poznaniu codzien.
A teraz Radiohead. Howk!

niedziela, 16 sierpnia 2009

Tajlandia 2009 (myslicie ze bedzie tez 2010? /kurcze, hope so/ )

Rok temu z Madziara w tym roku sama. Lotnik nagle zniknal, Karolina zdecydowala sie na polskie morze albo na inne Taize, a Ufok.. no coz... jak Ufi sie w koncu zdecyduje na ta Tajlandie to dajcie mi znac. Moze uda mi wyrwac z pracy i zostawic meza z 4 naszych dzieci i pojade z nim do tej Tajlandii. ^^
No wiec sama. Na poczatku mialam stresa jak to bedzie samej, ale okazalo sie ze samemu tez jest fajnie. Zaczelam od Phuketu, u Jordana. Ale to juz wiecie, wiec poprostu "poznajcie Jordana":
A oto moj pokoj. ^^ Pewnego dnia w chatce Jordana pojawil sie rowniez Brondon (byl tez przez jakis czas pewien upierdliwy Chinczyk, ale niewazne....), i wlasnie z Brandonem pojechalismy raz zobaczyc duzego Budde i inne Tajskie swiatynne zjawiska.Budda, Brandon i ja.
Wat Chalong. Zgadnijcie co to... hyhyh, wlosy buddy!@ A w Korei tak wygladaja rzezby kup. ^^^^No ale przede wszytskim diving! haha! Maska od taty. Dostana na gwiazdke.
Jak przyjechalam na Phuket to od razu zaczelam nurkowac. Zrobilam sobie kurs advance. Nurkowanie pierwsza klasa. Przez pierwsze 10 dni pobytu w Taj tylko nurkowalam, wiec bylam pieknie opalona na pianke....
Jako jedna z moich specjalnosci advancowych wybralam sobie fotografie podwodna. Oto kilka moich zdjec. Nie sa jakies wooow, bo rekina nie bylo, ale i tak mielismy kupe zabawy z tym podwodnym aparatem. Trigerfish. To ta co gryzie po pletwach, a Piotra nawet w noge i to ta co jak Ufi wyczytal przed ktora trzeba uciekac w bok a nie w gore. Warto spojrzec od czasu do czasu co tam sie dzieje pomiedzy nogami. ;]
Albo "stanac" sobie na glowie^^Jak zrobilam juz advanca, to Piotr mnie namowil na dodatkowy stopien. Nurek ratownik. Akurat przyjezdzal Artur z Polski, wiec idelana okazja, bo do takiego kursu to potrzeba byc do pary. Nie powiem, kurs przyjemny wcale nie byl. Nie byl tez tani. Ale przyznam ze nic a nic nie zaluje. Rok temu bylam znana z tego ze jestem nurkiem panikujacym, a po skonczeniu tego kursu, bo przecwiczeniu roznych dziwnych, niefajnych sytuacji z morzu... wiem co nalezy w razie kryzysu zrobic. Po dwoch dniach mialam w ogole zakwasy. W basenie to jeszcze ok wykonac te wszystkie cwiczenia, ale jak przyszlo do examinu w ocenie, to wcale nie bylo tak latwo... Pora deszczowa wiec i morze wzburzone, ogromne fale a ty holujesz nieprzytomnego nurka, robisz sztuczne oddychanie na wodzie starajac sie go przy tym nie utopic i uchronic przed woda pakujaca mu sie do nosa, w miedzyczasie zdejmujac z niego caly osprzet....
Basen cwiczeniowy przed domkiem Piotra. Po wyczerpujacym kursie na nurka ratownika pojechalam sobie do Krabi. I wlasnie wtedy jak mnie Jordan podwozil na autobus nabylam swoj piekny tajski tatuaz, ktory mam do dzis i zdaje sie ze bede juz go miala zawsze. Spotkalam wiele osob ktore maja taki sam, w tym samym miejscu... tworzymy takie jakby tajne stowarzyszenie, lol.... wariatow ktorzy woza sie po Azji poludniowo-wschodniej na motorach i lubia kolekcjonowac pamiatki na wlasnym ciele. Saru tez ma !! :D
Krabi bylo slabe, wiec uciekalm na Lante. Lanta byla pusta i piekna. Poznalam Jaimiego. Z UK, 3 miesiace temu nie mial pojecia o nurkowaniu, znudzilo mu sie zycie w UK wiec przyjechal do kumpla na Lante i teraz jest dive masterem i nurkujac zarabia na zycie, a zyje w raju! Poznajcie Jaimiego. Jaimy w hamaku, albo w sieci albo w czym innym czymkolwiek to jest. Pan sobie spi. A to w ogole wioska cyganow morskich tajskich. Zachodnia czesc poludniowej Tajlandii jest muzulmanska! Tak wiec duzo pan w muzulmanskich nakryciach glowy i panow w dlugasnych szatach do kolan. No i meczetow.
A tu nurkowalismy.Na Lancie mialam tez misje opalania sie. Jako ze przed moim super tanim bungalowem byl basen i bar w ktorym za smiesznie male pieniadze mozna bylo zakupic kolorowy koktail ze slomeczka, to spedzilam tam caly jeden dzien i sie bezczelnie spalilam. Skora mi schodzila po tym dwa razy. lol. Ale piankowa opalenizna zniknela. ^^
Po Lancie ucieklam na Samui, na wschodnim wybrzezu. Na promie spotkalam Jeffa, z ktorym potem przez kolejne dwa dni te wyspe objechalam motorem. Hej przygoda !
Poznajcie Jeffa. Amerykanin spod parku Yellowstone. Ktory uczy stolarstwa w lo. Swiatynia 1.Dom mnicha 1.Postanowilismy zajrzec do jednego z drozszych kurortow Samui. Poznalismy menagera i ten pokazal nam pokoje i inne malzenskie apartamenty. Za pokoj jedyne 700zl za noc. Za apartament 7000. Ah, i to sa ceny dla Tajow, obcokrajowcy maja drozej ofkors.Najladniejszy kosz na smieci jaki widzialam. ^^Swiatynia 2.Dom mnicha 2. Swiatynia 3.
Slon 1.
Slon 2.Dom mnicha 3 (?). Autentyczne cialo zmarlego kiedys tam mnicha (nie doczytalam kiedy). Nadal ma wszystkie zeby!!
Tu jedlismy lunch. Po wpatrywaniu sie w ten piekny widok przez jakis czas, po zakonczonym posilku nie moglismy zrobic nic innego, jak tylko zejsc tam na dol i z tych skal wskoczyc do wody co by sobie poplywac. Super.
Nastepnie byla ta kula o ktorej wam juz opowiadalam. Z gorki na pazurki, a w srodku ja i woda. ^^ hyhy.
A potem juz tylko jungla. A w jungli trasy dla ambitnych ^^
Z Koh Samui mialam zabi skok na Koh Tao. A na Koh Tao -Ez!! ^^
I jego Babaloo Bar.
Z Borisem. Z nim nurkowalam na Koh Tao. Kolo ma z 2 metry, wiec wyglada przezabawnie pod woda. W Babaloo oczywiscie. Przesiadywalismy tam cale dnie i noce. Dopiero po zrobieniu tego zdjecia zorientowalam sie jak moje wlosy reaguja na Tajlandie (czyt. na slonko i slona wode). Po powrocie do Korei Katarzyna nazwala to nawet fryzura kalifornijskiego surfera. Oj.
Stwierdzialm ze jak nie zrobie zdjecia to na drugi dzien nie uwierze... jaszczurka wspina sie po kieliszku i pije sobie kolorowego drinka zlozonego w ofierze dla Buddy, w Babaloo. Barman mi spokojnie wytlumaczyl ze to pewnie sam Budda poprosil ja co by wypila troche w jego imieniu.Postoj taksowek po Tajsku. W tym hamaku na ogol wylegiwal sie taksowkarz, wyczekujac klientow.Ez i jego wlosy... zwiazane drutem. lol. Krowa.Pewnego dnia bedac na Koh Tao, zdalam sobie sprawe ze wg mojego planu podrozy powinnam byla opuscic wyspe wczoraj. Tak wiec zostalam jeszcze 2 dni dni dluzej. Z tej wyspy wcale tak latwo sie nie wyjezdza.... Ale dalam rade. Ez mnie wsadzil na lodke, podwiozl mnie do portu swoim wow motorem ^^. Prom nocny, wiec wielka sala, na prawo i lewo materace i wszyscy kimaja jak takie sardynki. Klimat. C U next time Koh Tao.... Przesiadlam sie z duzej lodki na mala lodke. Long tail boat. Czyli po polsku co? Lodka dlugo ogonowa?! I wybralam sie na przejazczke niemalze jak po Amazonce.... do plywajacej wioski muzulmanskiej.

Tu gdzies w ogole krecili Bonda. I byly super chmury.A oto ta wioska. I chodzac sobie po tej wiosce tak wyglada chodnik! Te padylki nawet nie sa przymocowane, przywiazane, nic. Leza luzem! Koniec wioski. Slepa uliczka.Hamak kolyska! Po spedzeniu jednego dnia w plywajacej wiosce musialam juz uciekac do Phuketu bo samolot, bo Korea, bo miesiac minal i czas wracac.... A tak Phuket wita przybylych. ^^Zatrzymalam sie znowu u Jordana, gdzie nie bylo juz ani Chinczyka ani Brandona, tylko pewna Francuska. Wczesniej przewinal sie chlopak z Meksyku, Chinka i dwie dziewczyny z Hawajow. Zdaje sie ze Jordan lubi robic ze swojej chatki schronisko mlodziezowe. ;] Od Jordana do plazy 5 min, mototrkiem pol minuty. Plaza nazywa sie Naiharn a pelna nazwa to Naiharn Baan Bua. Smialam sie ze mieszkam przy Baan Bua, mieszkalm na bule... no niewazne. Super plaza, bo tak z boku wyspy, wiec nigdy nie bylo tlumow, ladna, duza, dluga, szeroka... i ladne fale. Ludzie pomimo tych czerwonych flag do wody jednak wchodza. Jornad to juz tak od 2 lat przy czerwonych flagach sie kapie... Ale ja juz nigdy sie tak nie zachowam, bo mojego ostatniego dnia w Tajlandii z wody wyciagal mnie ratownik. Poszlismy poskakac na falach jak zwykle. A tam sie idzie i idzie i ciagle plytko. W koncu znudzilo mi sie skakanie i postanowilam wracac, ale nie moglam zrobic nawet kroku, wody mialam zaledwie do kolan, ale prad szedl w strone oceanu. Przyszla jedna fala i wody mialam juz pod pachy, kolejna i juz nie mialam gruntu. Plynac sie nie da, bo prad ciagnie do morza, a tu kolejna wielka fala nadchodzi i robi sie bardzo nieciekawie. Trzeba plynac po skosie. Teraz wiem. Zeby nie tak pod prad. Nie zebym sie topila czy cos, poprostu sie strasznie zmachalam i nie mialam juz sily plynac, pojawil sie ratownik, dal mi plywak i pomogl mi wydostac sie z wody. Co ciekawe, a moze nie ciekawe co po prostu warte powiedzenia... jak tak plynelam i te fale na mnie a ja smeczona i w ogole zle.... mialam w glowie jedna mysl "kurs ratownika, czego cie nauczyli- NIE PANIKUJ, oddychaj, NIE PANIKUJ", wiecie ze gdyby nie ten glupi kurs to bym nie wiedziala ze nie nalezy panikowac..? Glupie ale tak jest, czlowiek traci glowe. A tak w ogole to przypomniala mi sie odrazu historia Piotrasa i Wisni. I teraz kumam co oni przesli. Morze to nie zarty. Teraz to wiem. A teraz w ramach rozweselenia atmosfery.... -moja ulubiona knajpa, jadlodajnia na Phukecie. Polceam, naprawde tanio tanio i pysznie pysznie i DUZO DUZO. ^^ (Mamo, tato, wiecie ze cheap to tanio, prawda? no a ass to poprostu dupa.)Uwaga slonie. Albo inaczej, uwaga bedzie smierdziec. ^^ Stoja calymi stadami tuz przy drodze i np tula sie do drzew. Moja mysl kiedy wyjezdzalam z Taj? -Ja tu jeszcze wroce. ;] Rok temu jak wyjezdzalam to nawet obiecalam Ezowi ze zobaczymy sie za rok, bo znowu przyjade. (inna sprawa ze na Koh Tao czas plynie tak wolno i jest ciagle ta sama pora roku ze Ez myslal ze to juz z 2 lata mnie nie bylo...) W tym roku tez sie zapytal czy znowu mu to obiecam, no ale tym razem nie moglam. Wroce, napewno, nie wiem tylko kiedy. W Tajlandii jest pelno miejsc ktore chce jeszcze zobaczyc. Teraz to jeszcze dochodza miejsca do ktorych chce wrocic, ludzie ktorych chce odwiedzic. Miejsca nurkowe na ktorych akurat byla zla widocznosc, ale czesto sa tam rekiny wielorybie, wiec musze do nich wrocic. ;] No to ludzie kiedy jedziemy do Tajlandii?