W Ulsanie poza wielorybem nic zdaje sie nie ma. Zreszta zaczelo padac wiec czym predzej umiescilismy swoje tylki w autobusie ktory zmierzal do Pusanu. Pusan Busan, czyli takie drugie co do wielkosci za Seulem miasto w Korei. Na dole tam tam, portowe miasto, duzo Rosjan.
Chcielismy zwiedzic jakas swiatynie ze spokojem albo cos.. ale zaczely nas nawiedzac niepokojace smsy... Ze moj lot Pusan-Jeju zostal wstrzymany, potem ze odwolany, nastepnie ze Agaty lot Seoul-Jeju tez wstrzymany, i na koniec ze Jakuba Pusan-Seoul tez.... Bo sztorm i wiatr i wielka meteorologiczna zaglada. Pojechalismy zatem szybko na lotnisko. Jakub jakims cudem zdolal wepchanc sie na ostatni samolot ktory jeszcze wylatywal tego dnia do Seulu, a ja poszlam walczyc z pania przy okienku Jeju-Air. "Woli pani zwrot kasy czy moze zmiane rezerwacji na czwartek wieczor?" "Ani to ani to psze pani. Pragne wakacji a czwartek to tez troche za pozno gdyz w piatek juz musze byc w Seulu" I tu szeroki usmiech. W miedzyczasie zadzwonila Agata ktorej jakims cudem sie wszystko udalo i wlasnie wsiadla do samolotu. Lol. "Zocha! Co ja bede robic sama na Jeju! Wymysl cos, musisz przyjechac. A moze statkiem!?" No... skoro w takim sztormie samoloty nie lataja to statek napewno da rade. :D Pani z Jeju-air znalazla mi jednak miejsce w samolocie nastepnego dnia populudniu.
Mialam zatem jeden dzien extra w Pusanie. Wrocilam do centrum i poszlam do kina. Na film ze Scarlet Johanson. Nastepnie do dzimdzilabngu, czyli lazni publicznej. Wreszcie! Tak bardzo chcialam sie tam wybrac odkad wrocilam do Korei, no i nadazyla sie okazja w Pusanie. Wyplukalam sie za wszystkie czasy... w wodzie rozanej, swierkowej, w zielonej herbacie... Wypilam tradycyjny koreanski dzimdzilbanski napoj ktory nie wiem czym jest, ale wszyscy go w dzimdzilbangach pija i jest smaczny. Zrobiony z ryzu tak podejrzewam bo jakies takie biale to to. Wiec wypilam sigje, zmontowalam sobie poslanie z maty, kocyczka jeden i kocyczka dwa, polozylam glowe na drewnianym klocku i zasnelam otoczona koreanskimi babciami. ;]
Wstalam, pozbieralam swoje kocyki i poszlam do sauny jeden, do sauny dwa, do sauny trzy, kupilam sobie kolejne sigje, pogapilam sie w koreanska telewizje i ku zdziwieniu wszystkich koreanskich babc i dziadkow dookola smialam sie wtedy kiedy trzebabylo. Bo kumalam !! :D
Po kolejnym wymoczeniu sie we wszelkiego rodzaju wannach ogarnelam sie i poszlam do kawiarni gdzie przy kawie i toscie przejrzalam przewodnik po Korei ktory jako porzadna turystka i porzadna Jezierna mialam oczywiscie przy sobie., i sporzadzilam na predce notatki co tez w tym Pusanie mozna i takie takie...
Efekt byl przemily. Spedzilam fajnych pare godzin maszerujac po Pusanie sobie sama. Wszelkie te takie must see atrakcje zwiedzialm juz rok temu z Angelika, wiec dalam sobie spokoj ze zwiedzaniem zwiedzaniem i poprostu LAZILAM! ;] I to bylo dobre. Pojechalam nad wybrzeze i szlam sobie wzdloz morza... Przez plaze, marine gdzie nagapilam sie na niesamowite statki, jachty, lodeczki i inne wynalazki, po mostku i na kolejna plaze ... Pogode mialam super. Swiecilo slonko, byly male biale chmurki, wial przyjemny wiatr. Zrobilam kilka zdjec, zbieralam muszelki, wiatr rozwial mi wszystkie wlosy i ...wiecie jak to jest kiedy drozdzowka smakuje najlepiej w plenerze na wycieczce, po tym jak sie ja miazdzy w plecaku wczesniej przez pare godzin,nie? ;] Hyhyyy..
A popoludniu na lotnisko. Zdalam bagaz, dostalam boarding pass, nabylam kawe az tu naglee.... (aligator?) -telefon z Jeju-air! ^^ Nie moze byc za latwo w koncu, co nie. ;] Jakis problem z bagazem psze pani... Hm, czyzby moj scyzoryk? Nie, chodzii o zapalniczke. Nie moze byc w bagazu glownym, prosze ja wlozyc do kieszeni i miec przy sobie przez caly czas trwania lotu.
Zrozum koreanczyka. ;]
Po 40min lotu dotarlam wreszcie na Jeju, gdzie odebrala mnie uradowana na moj widok Agata.
^^
Chcielismy zwiedzic jakas swiatynie ze spokojem albo cos.. ale zaczely nas nawiedzac niepokojace smsy... Ze moj lot Pusan-Jeju zostal wstrzymany, potem ze odwolany, nastepnie ze Agaty lot Seoul-Jeju tez wstrzymany, i na koniec ze Jakuba Pusan-Seoul tez.... Bo sztorm i wiatr i wielka meteorologiczna zaglada. Pojechalismy zatem szybko na lotnisko. Jakub jakims cudem zdolal wepchanc sie na ostatni samolot ktory jeszcze wylatywal tego dnia do Seulu, a ja poszlam walczyc z pania przy okienku Jeju-Air. "Woli pani zwrot kasy czy moze zmiane rezerwacji na czwartek wieczor?" "Ani to ani to psze pani. Pragne wakacji a czwartek to tez troche za pozno gdyz w piatek juz musze byc w Seulu" I tu szeroki usmiech. W miedzyczasie zadzwonila Agata ktorej jakims cudem sie wszystko udalo i wlasnie wsiadla do samolotu. Lol. "Zocha! Co ja bede robic sama na Jeju! Wymysl cos, musisz przyjechac. A moze statkiem!?" No... skoro w takim sztormie samoloty nie lataja to statek napewno da rade. :D Pani z Jeju-air znalazla mi jednak miejsce w samolocie nastepnego dnia populudniu.
Mialam zatem jeden dzien extra w Pusanie. Wrocilam do centrum i poszlam do kina. Na film ze Scarlet Johanson. Nastepnie do dzimdzilabngu, czyli lazni publicznej. Wreszcie! Tak bardzo chcialam sie tam wybrac odkad wrocilam do Korei, no i nadazyla sie okazja w Pusanie. Wyplukalam sie za wszystkie czasy... w wodzie rozanej, swierkowej, w zielonej herbacie... Wypilam tradycyjny koreanski dzimdzilbanski napoj ktory nie wiem czym jest, ale wszyscy go w dzimdzilbangach pija i jest smaczny. Zrobiony z ryzu tak podejrzewam bo jakies takie biale to to. Wiec wypilam sigje, zmontowalam sobie poslanie z maty, kocyczka jeden i kocyczka dwa, polozylam glowe na drewnianym klocku i zasnelam otoczona koreanskimi babciami. ;]
Wstalam, pozbieralam swoje kocyki i poszlam do sauny jeden, do sauny dwa, do sauny trzy, kupilam sobie kolejne sigje, pogapilam sie w koreanska telewizje i ku zdziwieniu wszystkich koreanskich babc i dziadkow dookola smialam sie wtedy kiedy trzebabylo. Bo kumalam !! :D
Po kolejnym wymoczeniu sie we wszelkiego rodzaju wannach ogarnelam sie i poszlam do kawiarni gdzie przy kawie i toscie przejrzalam przewodnik po Korei ktory jako porzadna turystka i porzadna Jezierna mialam oczywiscie przy sobie., i sporzadzilam na predce notatki co tez w tym Pusanie mozna i takie takie...
Efekt byl przemily. Spedzilam fajnych pare godzin maszerujac po Pusanie sobie sama. Wszelkie te takie must see atrakcje zwiedzialm juz rok temu z Angelika, wiec dalam sobie spokoj ze zwiedzaniem zwiedzaniem i poprostu LAZILAM! ;] I to bylo dobre. Pojechalam nad wybrzeze i szlam sobie wzdloz morza... Przez plaze, marine gdzie nagapilam sie na niesamowite statki, jachty, lodeczki i inne wynalazki, po mostku i na kolejna plaze ... Pogode mialam super. Swiecilo slonko, byly male biale chmurki, wial przyjemny wiatr. Zrobilam kilka zdjec, zbieralam muszelki, wiatr rozwial mi wszystkie wlosy i ...wiecie jak to jest kiedy drozdzowka smakuje najlepiej w plenerze na wycieczce, po tym jak sie ja miazdzy w plecaku wczesniej przez pare godzin,nie? ;] Hyhyyy..
A popoludniu na lotnisko. Zdalam bagaz, dostalam boarding pass, nabylam kawe az tu naglee.... (aligator?) -telefon z Jeju-air! ^^ Nie moze byc za latwo w koncu, co nie. ;] Jakis problem z bagazem psze pani... Hm, czyzby moj scyzoryk? Nie, chodzii o zapalniczke. Nie moze byc w bagazu glownym, prosze ja wlozyc do kieszeni i miec przy sobie przez caly czas trwania lotu.
Zrozum koreanczyka. ;]
Po 40min lotu dotarlam wreszcie na Jeju, gdzie odebrala mnie uradowana na moj widok Agata.
^^
3 komentarze:
piekne zdjecie.
to twoje.
ja chce znowu do pusanu. na dluzej,
mozemy sie wybrac na szarancze:P
a nie mozna tych szarnaczy gdzies indziej? nie chce 3 raz juz do pusanu....
szarancze tylko na wsiach i z remoted areas...
do ousanu moge sam:P
ponoc sa pedalskie lokale. dwa.
Prześlij komentarz