środa, 25 listopada 2009

o tym jak Ugi byl w Polsce

Ugi bardzo lubi dickow. dick4dick w sensie. Zupelnie spontanicznie postanowilismy wybrac sie na ich koncert do Poznania. Tak wiec w pewna niedziele wsiedlismy do pociagu relacji berlin-warszawa i pojeeeechalismy. "Poznan wyglada jak Rosja"- pierwszy komentarz Ugiego, ktory kiedys mial "przyjemnosc" spedzic troche czasu w Moskwie. W tramwaju wariacje, bo jest kasownik, taka atrakcja. ^^ W eskulapie Ugi dyskutowal sobie z dickami o interesach no i ja sie w koncu zapytam kiedy chlopaki graja, a oni ze jak to -wlasnie skonczyli ! :| Ale spoko, Zosiu i Ugi [jak jest wolacz od "ugi"?] co robicie potem? przyjdzie do dragona, bedzie jam z czeslawem i gaba kulka. No to do zoba w dragonie!
Poslismy jeszcze do honzika, gdzie Fabjo wraz ze swoja pania swietowali jakas letnio wakacyjna wystawe. Byly wiec dmuchane delfinki, wience hawajskie, letni wiatr i inne jestes szalona tudziez koko jambo. No poruta, Ugi witaj w Polsce, tak sie bawimy w tym kraju. I tak, takiej muzyki sluchamy. Siedzimy gadamy, fajnie fajnie, wyglupy, zdjecia, tulimy, teletubisie, i nagle zdajemy sobie sprawe ze Ugiego nie ma cos dlugo. Kurcze Azjata... moze dostal za to po buzi, albo niedaj boze sie przyznal ze jest Niemcem to juz w ogole koniec... ;] Poszlam go poszukac i co widze.. siedzi przy barze z wlascicielem, jak najlepszejsi kumple szot za szotem i w ogole wielka gatka no bo lech poznan to, bertha tamto, a ten caly wisniarek to w ogole... Zaproponowano mu tam prace! I jak wychodzilismy to ja skromne papa z Fabjo i Agnieszka a Ugi kurcze wychodzil jak z kreuzkellera, "czesc" i "pa" na prawo i lewo.
Poszlismy do dragona. Usiedlismy bezczelnie przy stoliku zarezerwowanym dla muzykow, no bo jakby nie patrzec z muzykami przyslismy, bylismy "od dickow". No i zaczelo sie. Tego sie nie da opisac. To ze minal nas koncert to w ogole niewazne. Bo tego co sie dzialo tej nocy w Dragonie nie przebije nic. Ludzie tanczyli na barze, Gaba za pianienem dawala czadu a jak juz nie mogla to paleczke przejmowala Karen od Czeslawa ze swoim klarnetem. Dicki darly pape, Czeslaw polewal wszystkim szoty nalewki, a Maciej z dickow, pan klawiszowiec krecil na scenie tylkiem. Spontan taki ze hola hola. Byla jakas madonna, iron maiden i black sabath. Przy barze Ugiemu znowu wciskano szoty ale podziekowal i powiedzial ze mial juz dosc. Wrocil w ogole taki zadowolony.. "super w Poznaniu, wszyscy sa tacy mili, i tak sie ciesza, i sie do mnie normalnie usmiechaja!:D" Jak mi to powiedzial ze humor mi sie poprawil jeszcze jeszcze bardziej. Bylo fantazyjnie. Ah, no i zagadal z Karen. Powiedzial do niej "tata Zosi uwaza ze jestes bardzo sexi jak grasz na saxie" ! ;] I przegadali chyba z pol h. Karen jest bardzo fajna dziewucha.
Jam sie skonczyl, dicki nas tam jeszcze gdzies zapraszali ale my juz ze nie dziekujemy. I poszlismy sie dobic do Nowowiejskiej. Olga i Szreder. Ploty ploty ploty. 5 albo 6 cos pociag. Poznan- Lednogora. A z Lednogory jeszcze spacerek do maminego Imielna. Wlasnie wstawalo slonko. Ugi oszalal. Polska wies o swicie robi wrazenie. ;]
Mialam straszna radoche. Ze Ugiemu sie tak podobalo. Za malo mu. W grudniu przyjezdzamy znowu. "a bedzie snieg!?" Jestesmy zreszta poumawiani w honziku i w dragonie z barmankami. ;] Ah, no a w lutym... koncert dick4dick w Berlinie. Organizacja w toku. Bedzie sie dzialo. ^^

środa, 11 listopada 2009

czolem !

Powinnam wam pewnie powiedziec, ze Saru nie przyjezdza na swieta, ma nowa dziewczyne, jakas ladna dziewuszke z Kanady, ja spotykam sie z kims tutaj (pamietacie Ugiego od lunchu?^^), jednakze nadal mailujemy z Saru, jestesmy w kontakcie, wyzywamy sie od wariatow, paputki i inne wariacje na temat. Wszyscy sa zadowoleni. ;]
Berlin jest fajny. Tak, nie wierze ze to mowie, ale naprawde mi sie tu podoba. Pewnie dlatego ze dosc szybko poznalam fajna ekipe ludzi, mam z kim chodzic na imprezy, od kogo spisywac na kartkowkach, i od kogo uczyc sie niemieckich zwrotow ktorych nie znajde w podreczniku. Ja mam radoche, a oni jeszcze wieksza. I tak wlasnie jest, Berlin ist gut, ubergut alter!
W szkole spoko. Mam 8h tygodniowo niemieckiego. 2x po 4h. W piatki o 8 rano i to jest ciezkie bo czasami w czwartki sa dziwne imprezy erasmusowe na ktore lubimy z niemieckimi znajomkami dla beki chodzic, i potem ja w piatek na zajeciach umieram. Ale zawsze na nie chodze! Zeby nie bylo. Oprocz niemieckiego mam mnostwo koreanskiego. Grame opisowa, konwersacje, tlumczenie i jeszcze sobie wzielam doskonalenie jezyka, i na tym doskonaleniu jezyka tlumaczymy ksiazke. Z koreanskiego na niemiecki. O demokracji. Wiec, jest kosmos. ;] Moje zeszyty wygladaja komicznie, bo zawieraja notatki w 4 jezykach. Lawke mam zwykle zawalona slownikami. Niemiecki, koreanski, angielski... No i mam jeszcze wyklady. Na historii jest smiesznie, bo pan sobie mowi, a ja patrze na jego notatki na tablicy, tlumacze costam w moim slowniku niem-pol, a na koniec zagladam do mojej polskiej ksiazki pani rurarz o historii korei, szybko czytam i w ten sposob lapie mniej wiecej o co w ogole kaman. Na literaturze jest gorzej, bo panu chyba nie podoba sie fakt ze jestem na jego wykladzie. Mala grupa jest, wiec trzeba sie wykazywac i gadac, a ja tylko kartki w slowniku przewracam.
Bylam na meczu jakis czas temu. Ugi to w ogole pan fan pani herthy berthy czy jak jej tam. Tej najgorszej druzyny z bundesligi co ma takie same kolory jak lech poznan. Tak wiec, Mari z jakims kolega finem, Ugi i ja poszlismy na mecz. Kolega fin byl troche nieobecny, Mari i ja mialysmy ubaw... z ludzi na trybunach, panow niemcow, ktorzy darli papy, spiewali piosenki, denerwowali sie, a Ugi.. tylko kiwal glowa. Zly byl jak kot. Taka ta hertha beznadziejna. Przynajmniej nie przegrali. Remis byl.
Oki doki, czas na kolacje. Ramion sobie wsune. Dobra sprawa w Berlinie, duzo sklepow z azjatyckimi gadzetami. Nie wspominajac o tym ze dwa dni temu ugotowalismy z Ugim tokpoki! A jego mama to ma w ogole restauracje koreanska. How cool is that!? ^^